Logo Kurier Iławski

Pierwsza strona
INFORMACJE
Opinie
Kurier Zdrowia i Urody
Papierosy
CENNIK MODUŁOWY
Ogłoszenia drobne
Ogłoszenia modułowe
Stopka
Wyszukiwarka
FORUM

Opinie
Dumne cztery pokoje burmistrza (oklaski)
Dekalog dla wyspy Wielka Żuława
Sezon na grzyby
Po co segregować odpady? Egzamin z dyscypliny
Czy teraz lubi się wracać do szkoły?
LGBT w radzie miejskiej Iławy?
Pozostały tylko obietnice
Epidemia paradoksu
Połowa wakacji minęła, nastroje raczej słabe
Burmistrz zamyka amfiteatr i ma spokój!
Nic się nie stało. Jedziemy!
Ciemność widzę!
Turystów może to nie irytować?
Śmieci nasze powszednie
Dziennik końca świata (7). Powrót do normalności
Ulica księcia Surwabuno
Ewa Wiśniewska, czyli „Powrót Smoka”
Na młode wilki obława…
Serdeczny szwindelek
Szkoda nas na szaszłyki, dlatego chłodźmy głowy!
Więcej...

Opinie

2018-08-08

Gonzalez: Można pozwiedzać Polskę za 80 złotych


Za naprawdę niewielkie pieniądze można stać się turystą przez duże „T” i zwiedzić kawał Polski. Na przykład PKP InterCity oferuje specjalny „bilet weekendowy”. Przypomnę, że możemy z niego korzystać od wieczora w piątek do poniedziałku rano. Tym razem więc wsiadłem do pociągu w Iławie i odwiedziłem Warszawę, Gdańsk oraz Gdynię. Zapraszam wszystkich na szybki objazd i garść refleksji.

Z Iławy wyjechałem w sobotę kilka minut po ósmej. Pociąg z klimatyzowanymi wagonami w nieco ponad dwie godziny dowiózł nas do Warszawy Centralnej.

Pochodziłem trochę po podziemnym labiryncie dworca w poszukiwaniu wyjścia na przystanek tramwajowy w kierunku na Żoliborz. Kilka przystanków od centrum znajduje się Hala Mirowska, którą postanowiłem odwiedzić. Hala jest znana m.in. z filmu „Rejs”. Pamiętacie? Jan Himilsbach jak „bardzo mi przykro Sidorowski” wypowiada w nim słynne zdanie o aparacie fotograficznym „Zorki 5”.

Znaleźliśmy się w Hali Mirowskiej bez aparatu Zorki 5 i może dlatego nie zrobiliśmy nawet kilku zdjęć. Hala w niczym nie przypomina nowoczesnych centrów handlowych, jest jednak unikalną okazją do wniknięcia w prawdziwą Warszawę. Wzdłuż bocznej ściany hali rozłożeni są sprzedawcy tzw. dziadostwa. Jest to kompletne dziadostwo, nieudawane. Można kupić bardzo dziwne rzeczy jak zardzewiały otwieracz do kapsli, stary, niedziałający telefon, buty bez pary i masę innych cudeniek. Wśród dziadostwa są oczywiście perły. Wspaniałe książki za kilka złotych, archiwalne wydania komiksów, wiejskie jajka od sprzedawczyń spod Grójca. Miód, mleko podobno prosto od krowy…

Słuchając rozmów, patrząc na pobrużdżone twarze sprzedawców, przenosimy się do czasów okupacji, kiedy handel czymkolwiek był czasami jedynym źródłem dochodu. To prawdziwa Warszawa! Na tyłach Złotych Tarasów, w cieniu luksusu Hala Mirowska tętni prawdziwym życiem. Tu każdy jest tym, kim jest, nikt nie udaje kogoś innego. Na twarzach wypisana każda wypita butelka, każda choroba i ból. Tu nie udaje się, że wszystko jest OK, tu chętnie mówi się o swoich chorobach i pokazuje żylaki. Nikt nie chowa pod kilogramami pudru podkrążonych oczu.

Przechodząc pod bocznym murem hali, popatrzmy na poorane dziurami cegły. W czasie powstania warszawskiego w tym miejscu Niemcy rozstrzelali 510 mieszkańców! Każda cegła w murze jest nasiąknięta krwią polskich dzieci, matek i ojców. Bestialstwo Niemców i krzyk ich ofiar zostały zapisane w murze hali na zawsze dla przyszłych pokoleń.

Spod hali idziemy dalej w stronę Ogrodu Saskiego, mijamy halę Gwardii. Jeszcze słychać głosy kibiców boksu, których gościła przez długie lata Gwardia. Dziś to mekka hipsterów. Wewnątrz luksusowe stoiska z artisan food. Pierożki lepione przez babcie, ryby z całego świata, mięso podobno najwyższe, sery… Sklep fundacji Bęc Zmiana i ping pong sprawią, że pracownik warszawskiej agencji reklamowej poczuje się tu jak w... pracy, którą traktuje jak dom. W centrum hali zabytkowy ring bokserski przypomina, że kiedyś gospodarzami byli ludzie o rozbitych nosach i podbitych oczach. Dziś królują tu modne oprawki i fryzurki. Rozbitych nosów nie znalazłem.

Dochodzimy do Grobu Nieznanego Żołnierza. To ważne miejsce dla każdego Polaka. Warto zatrzymać się w zadumie na kilka chwil.

Kilka kroków od placu znajduje się galeria Zachęta, którą warto odwiedzić, by dowiedzieć się, co słychać w sztuce współczesnej. A co słychać? Jak zwykle nic. Kawałki aluminiowej blachy rozłożone na podłodze, poprzecinane chodnikiem z płyt betonowych znalazły dziś miejsce w galeriach sztuki na całym świecie. Wystawa japońsko-polskiego artysty Koji Kamoji pokazuje, że sztuka nowoczesna przestała rozmawiać ze społeczeństwem i zaspokaja jedynie gust krytyków i samych artystów. Zwykły człowiek woli banalny obraz z zachodem słońca i jeleniem niż ambitną twórczość współczesnych plastyków.

Mimo wszystko dobrze pójść do Zachęty, bo jednak kulturalny człowiek powinien bywać w galeriach sztuki a nie tylko w galeriach handlowych.

Po dawce sztuki można pójść na Stare Miasto albo skręcić w stronę Nowego Światu i zjeść obiad w prawdziwym barze mlecznym.

My poszliśmy na obiad. Jak zwykle zamówiłem leniwe (5 zł) i rosół (3,5 zł). Bar na Nowym Świecie jest żywcem przeniesiony z PRL. Na talerzach ciągle napis Społem. Tu nie znajdziemy wysublimowanych dań, za to każdy polski żołądek się ucieszy schabowym z ziemniakami, barszczem, pierogami, surówką z marchewki czy zupą mleczną. Jest ryż z jabłkami i cukrem albo makaron ze śmietaną na słodko. Jest też kolejka i sympatyczne towarzystwo przy stole.

Do naszego stolika przysiadła się starsza pani. Od razu wiem, że warszawianka. W ogóle przyjezdni rzadko zaglądają do mlecznego. Wolą modne restauracje udające Zachód niż polskie mleczne. Kobieta przy stole zaczyna opowiadać o wszystkim. To typowe w barze mlecznym. Ludzie są tu normalni, rozmawiają ze sobą tak jak kiedyś.

Warszawianka mieszka niedaleko Nowego Światu i chodziła do szkoły z Marysią Konwicką – córką wybitnego pisarza, który mieszkał kilka ulic obok. Dowiedzieliśmy się o chorobach sympatycznej pani, poznaliśmy również kilka prawd życiowych. Rozmowy przy kluskach leniwych w barze mlecznym bywają naprawdę głębokie i pouczające.

Z Nowego Światu można pójść piechotą na Stare Miasto, gdzie tuż przy kolumnie Zygmunta znajdują się stare, ale działające ruchome schody. Gdzie? Pozostawiam tę zagadkę turystom. Podpowiem, że w pewnym sensie są widoczne spod kolumny Zygmunta.

Ze Starego Miasta można przespacerować się pod pomnik powstania warszawskiego albo zagłębić w odbudowane uliczki starówki. Odbudowane na tyle dawno i źle, że kamienice naprawdę wyglądają jak średniowieczne, choć podniosły się z ruin kilka lat po II wojnie. Warto zajrzeć na rynek Nowego Miasta, gdzie jest niewielu turystów, a urok nie mniejszy niż na starówce.

Ze Starego Miasta jest blisko nad Wisłę, bulwarem dojdziemy do Centrum Nauki Kopernik i tymczasowego budynku Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Po zwiedzaniu wsiadamy do pobliskiego metra (stacja przy syrence) w kierunku dworca wileńskiego i jedziemy na Pragę.

Tu zanurzamy się w Warszawę, której namiastka przetrwała chciwość deweloperów, krótkowzroczność władz i spychacze urbanistów PRL. Przedwojenne kamienice cudem przeżyły wojnę, na podwórkach zachowały się cudowne kapliczki, a mieszkańcy są warszawiakami od pokoleń. Niektórzy boją się tej Warszawy, uważają Pragę za gorszą część miasta. Gorsza czy lepsza, nieważne. To prawdziwa Warszawa! Tu życie płynie spokojnie, na podwórkach leniwie wylegują się panowie i panie z dziećmi na trzepakach. Tu nie dotarła moda na latte i piwa rzemieślnicze.

Wśród tych podwórek, które są pełnym żyjącej historii muzeum, można poczuć atmosferę miasta, które umarło raz podczas powstania warszawskiego i umiera drugi raz przez zachłanność deweloperów. Tu, na Pradze, coraz więcej apartamentowców, luksusowych mieszkań i ludzi, którzy piją wino za kilkaset złotych.

Z dzielnicy Praga jest blisko do Dworca Wschodniego, z którego łapiemy pociąg powrotny. Do zobaczenia, Warszawo!

* * *

Drugiego dnia pojechaliśmy do Gdyni i Gdańska.

W Gdyni odkryłem cudowną plażę tuż obok mariny. To plaża miejska, z ratownikami i płytką wodą, która w słoneczne dni szybko się nagrzewa. Idealne miejsce dla rodzin. Całości dopełniają darmowe przebieralnie, prysznice. Toaleta jest niestety płatna.

Po plaży pojechaliśmy do Gdańska na Jarmark Świętego Dominika. Można tu kupić starocie, ubrania, baloniki, wiatraczki, biżuterię, gofry, lody, prawdziwy pumeks… Jednym słowem jarmark to tłum ludzi, którzy sennie suną przy stoiskach.

Wysiadając na dworcu głównym w Gdańsku, można skierować się w stronę wieżowca. Mijając go, dojdziemy do dawnej portierni Stoczni Gdańskiej. Tu otwiera się przed nami „sukces” Solidarności. Portiernia prowadzi na puste pole porośnięte trawą. Tętniący życiem zakład, w którym zrodził się ruch robotniczy, umarł na oczach ojców rewolucji wolnościowej. To pomnik Leszka Balcerowicza i Lecha Wałęsy.

Nad wejściem do dawnej stoczni ciągle wiszą postulaty z sierpnia 1980 roku. Niemal wszystkie ciągle aktualne. Ówcześni robotnicy marzyli o wolnych sobotach. Kiedy rząd PiS wprowadził wolne niedziele, ojcowie Solidarności podnieśli krzyk. Zamach na wolność gospodarczą czy częściowe spełnienie postulatów sierpnia?

Rewolucja robotnicza została ukradziona przez elity. Partia Kaczyńskiego naprawia błędy. Niestety stary układ jest mocny i broni się sprawnie. Smutne, że krew górników Wujka dawno wyschła, a ci, co kierowali wojskiem, cieszą się wolnością. Wszystko zgodnie z prawem, którego bronią sędziowie! Skazano szeregowych funkcjonariuszy, którzy wykonywali rozkaz. Ci, którzy te rozkazy wydawali, zapewne spokojnie łowią rybki na mazurskich jeziorach albo spędzają ostatnie dni w luksusach prywatnych domów opieki. W tej sprawie sędziowie nie protestowali.

Gdańsk ma inną twarz. To nie tylko nowoczesna galeria handlowa Forum. W Gdańsku również są obdrapane kamienice, ciemne podwórka, dzieci na trzepakach. Może w takich domach mieszkają dawni stoczniowcy, którzy ramię w ramię z Lechem Wałęsą szli przeciwko ZOMO? Dziś ich przywódca mieszka w luksusach, im zostały wspomnienia o pracy w stoczni. Chcieli dobrze, ale nie wyszło.

A może właśnie tak miało być...?

BARTOSZ GONZALEZ






Warszawa. Dzielnica Praga dalej się broni.
Przetrzymała powstanie, dziś walczy z deweloperami.
To prawdziwa Warszawa, tu niczego się nie udaje






Gdańsk. Nad wejściem do stoczni
ciągle aktualne postulaty z 1980 roku.
Robotnicy marzyli o wolnych sobotach,
dziś wolna niedziela to luksus






Gdańsk. W takich kamienicach
niedaleko dworca głównego mieszkają ludzie.
Być może wspominają dobre czasy pracy w stoczni,
po której pozostało pole porośnięte trawą.





  2018-08-08  

Z komentarzami zapraszamy na forum
Wróć   Góra strony
106984757



REDAKCJA:
redakcja@kurier-ilawski.pl


Zaproszenia: co, gdzie, kiedy?
informator@kurier-ilawski.pl


Biuro Ogłoszeń Drobnych:
ogloszenia@kurier-ilawski.pl


Biuro Reklamy:
reklama@kurier-ilawski.pl


Kronika Towarzyska:
kronika@kurier-ilawski.pl






Pierwsza strona | INFORMACJE | Opinie | Kurier Zdrowia i Urody | Papierosy | CENNIK MODUŁOWY | Ogłoszenia drobne | Ogłoszenia modułowe
Stopka | Wyszukiwarka | FORUM | 
E-mail: redakcja@kurier-ilawski.pl, reklama@kurier-ilawski.pl, ogloszenia@kurier-ilawski.pl
Copyright © 2001-2024 - Kurier Iławski. Wszystkie prawa zastrzeżone.