Logo Kurier Iławski

Pierwsza strona
INFORMACJE
Opinie
Kurier Zdrowia i Urody
Papierosy
CENNIK MODUŁOWY
Ogłoszenia drobne
Ogłoszenia modułowe
Stopka
Wyszukiwarka
FORUM

Opinie
Dumne cztery pokoje burmistrza (oklaski)
Dekalog dla wyspy Wielka Żuława
Sezon na grzyby
Po co segregować odpady? Egzamin z dyscypliny
Czy teraz lubi się wracać do szkoły?
LGBT w radzie miejskiej Iławy?
Pozostały tylko obietnice
Epidemia paradoksu
Połowa wakacji minęła, nastroje raczej słabe
Burmistrz zamyka amfiteatr i ma spokój!
Nic się nie stało. Jedziemy!
Ciemność widzę!
Turystów może to nie irytować?
Śmieci nasze powszednie
Dziennik końca świata (7). Powrót do normalności
Ulica księcia Surwabuno
Ewa Wiśniewska, czyli „Powrót Smoka”
Na młode wilki obława…
Serdeczny szwindelek
Szkoda nas na szaszłyki, dlatego chłodźmy głowy!
Więcej...

Opinie

2009-01-07

Jedno, co się nie zmieni, to narzekanie


Czym różni się lista zakupów od tej, którą prawie każdy robi sobie w głowie pod koniec roku? Zasadniczo niczym. Każdy może kupić to, czego potrzebuje, ale tylko niektórzy potrafią zrealizować listę postanowień, którą nie wiedzieć czemu, ludzie chcą wdrażać w życie od 1 stycznia. Trochę to dziwne. Przecież życie toczy się nieustannie i nie warto go odkładać na później. Bo „potem” może nie wydarzyć się wcale.


Tomasz Reich


Jeszcze w uszach słychać wibrujący huk petard, a niektórym po świąteczno-noworocznej przerwie trudno wrócić do rzeczywistości, która wcale nie jest tak kolorowa, jak mogłoby się wydawać. To prawda, że mamy już nowy rok, ale problemy takie same.

Jedno, co się nie zmieni, to narzekanie. W tym chyba w dalszym ciągu jesteśmy nadal pierwsi w Europie, jeśli nawet nie na świecie. Kto może wiedzieć to poza nami? Przecież powodów do ponarzekania zawsze znajdzie się sporo. Ot, taka ludzka, ogólnopolska przypadłość. Miałem nawet już nie wracać do lubawskiego grajdołka, ale czynię wyjątek, bo w końcu z nowym rokiem można pokusić się o nowe obietnice. Być może tym razem uda się to zrobić? Tym bardziej, że od 1 stycznia powiało świeżością i wreszcie możemy na nowo wytyczyć sobie cele i ułożyć nowe plany.

Znawcy biznesu od lat mawiają, że pieniądze leżą na ulicy. Nie trzeba wcale wiele kombinować, żeby zarobić. Trzeba tylko pomyśleć. Ale z myśleniem w Polsce nigdy nie było dobrze, właściwie to zawsze było tak samo. Ciągle słyszę, że jest źle, a od jakiegoś czasu ponoć bardzo źle. Słyszałem nawet, że kryzys do kraju dotrze w czerwcu tego roku. Czy ktoś wie, jak on wygląda? Pewnie nie bardzo, ale koniec świata też już miał wydarzyć się kilka razy w moim życiu, więc tym się zanadto nie przejmuję. Martwię się tylko jednym, że nikt w mojej rodzinne Lubawie nie korzysta z potencjału, który tkwi w tym, co jest w mieście. Owszem, miasto zarabia na fabrykach drewna, choć strach pomyśleć, co mogłoby się zdarzyć, gdyby te firmy padły. Z pewnością byłby płacz i zgrzytanie zębami. Nie wiem, dlaczego nikt nie szuka alternatyw i pomysłów na to, żeby w miasteczku żyło się lepiej. Pisałem już kilka razy o tym, że ludzie w Lubawie są uśpieni i tak, jak wszędzie, brakuje przywódców.

Odłogiem stoją aż cztery lubawskie kościoły. To prawda, że zdarzył się cud i w końcu doczekały się konserwacji fachowców. Prace w samym kościele św. Jana ciągnęły się długie lata, ale udało się w końcu świątynię doprowadzić do porządku. Widziałem ją w rzeczywistości, ale również kilka zdjęć w internecie. Efekt naprawdę imponujący. Aż chciałoby się ów obiekt pokazać światu albo przynajmniej Polsce. To samo dzieje się zresztą z kościołem św. Anny. Tam również powoli miejscowi księża starają się doprowadzić świątynię do ładu. W jakiej kondycji są dwa pozostałe kościoły? Tego nie wiem, ale podejrzewam, że w równie dobrej. Tak czy inaczej, kościołów w Lubawie jest sporo. Wydawać by się mogło, przynajmniej z punktu widzenia turystów, że najatrakcyjniejszym miejscem w Lubawie są Lipy, czyli inaczej mówiąc, kościół odpustowy Matki Boskiej Lipskiej. Kiedy kilkanaście lat temu dookoła świątyni sadzono drzewa, chyba nikt nie przypuszczał, że będzie tam aż tak zielono i przytulnie. Postanowiłem więc sprawdzić, co wiadomo w Polsce o sanktuarium w Lipach w internecie. Okazuje się, że niewiele, w zasadzie poza prywatną stroną jednego z mieszkańców Lubawy, który odwala kawał ciężkiej pracy, to w zasadzie nikt nie czuje żadnego przymusu, żeby się tym zająć. Nawet konkurencyjny kościół w Świętej Lipce reklamuje się bardziej niż Lubawa. Tymczasem, jak wiadomo, miejsca kultu religijnego uchodzą za szczególnie popularne i dochodowe. Owszem, w Lipach nie ma domu pielgrzyma, o którym słyszałem już w dzieciństwie, nie ma też zaplecza hotelowego, ale najbardziej brakuje zainteresowania i dobrych chęci. W ciągu roku to miejsce praktycznie jest martwe i uśpione. Kto jest za to winny? Odpowiedzi należy szukać w Lubawie. A przecież gdyby Lipy odpowiednio wypromować i zbudować zaplecze dla pielgrzymów, popłynąłby do Lubawy strumień kasy, nie tylko dla parafii, ale również dla mieszkańców. Widać, że w mieście nikomu nie zależy na tym, żeby zarabiać.

Za to sporo można dowiedzieć się o innym wydarzeniu w Lubawie. Trochę się dziwnie poczułem, gdy przeczytałem w internecie o festiwalu „Piosenki Innej”. Chciałbym wiedzieć, co to takiego, bo przyznam, że nie mam bladego pojęcia, jaki to gatunek repertuaru muzycznego pod to podciągnąć? Fakt, że Polacy zawsze mieli ciągoty do bycia oryginalnymi na wskroś Europy. Ale sama nazwa festiwalu, jak potem się domyśliłem, odnosząca się do piosenki autorskiej i poetyckiej, nie jest szczególnie szczęśliwa. Takie inicjatywy oczywiście się chwali, bo przecież trudno budować zainteresowanie wysoką kulturą w wielkim mieście, ale jeszcze trudniej na prowincji. Być może festiwal jest Lubawie potrzebny, bo w końcu przynajmniej nikt nie powie, że nic tu się nie dzieje. Kłopot tylko w tym, czy owa impreza przy wysypie tak bogatej oferty festiwalowej w kraju jest w stanie przyciągnąć turystów do Lubawy? Osobiście wątpię. Ale ważne jest to, że w ogóle się coś dzieje. Dlatego twórcy tego przedsięwzięcia powinni być z siebie dumni.

Ale pomysłów na zarabianie kasy w Lubawie może być wiele. Wcale nie jest powiedziane, że nie można w miasteczku zarabiać na turystyce. Trochę się dziwię temu, że dotąd nikt nie wykorzystał faktu, iż bohaterką jednego z najpopularniejszych w kraju komiksów jest Lubawa. Mowa oczywiście o Januszu Christa, autorze słynnego w Polsce komiksu „Kajko i Kokosz”. Żoną władcy grodu Mirmiła jest właśnie Lubawa. Tak dobrej promocji inni mogą sobie tylko życzyć. Promocji w kultowym dziś komiksie. Wystarczyłoby zorganizować festiwal komiksu w Lubawie tym bardziej, że takie imprezy cieszą się dużą popularnością w całym kraju. A w naszym grodzie, gdzie rządzi niechęć i uśpienie, takie rozwiązanie mogłoby przynieść duże zainteresowanie. Czy przyniesie? Tego nie wiem. Ale jak śpiewała przed laty Kasia Nosowska: „Największą w życiu zbrodnią jest na samym sobie gwałt”. Wszyscy dobrze wiemy, że myślenie to proces i wysiłek, ale czasem nawet ta niewielka dawka może zabić.

TOMASZ REICH

  2009-01-07  

Z komentarzami zapraszamy na forum
Wróć   Góra strony
106997089



REDAKCJA:
redakcja@kurier-ilawski.pl


Zaproszenia: co, gdzie, kiedy?
informator@kurier-ilawski.pl


Biuro Ogłoszeń Drobnych:
ogloszenia@kurier-ilawski.pl


Biuro Reklamy:
reklama@kurier-ilawski.pl


Kronika Towarzyska:
kronika@kurier-ilawski.pl






Pierwsza strona | INFORMACJE | Opinie | Kurier Zdrowia i Urody | Papierosy | CENNIK MODUŁOWY | Ogłoszenia drobne | Ogłoszenia modułowe
Stopka | Wyszukiwarka | FORUM | 
E-mail: redakcja@kurier-ilawski.pl, reklama@kurier-ilawski.pl, ogloszenia@kurier-ilawski.pl
Copyright © 2001-2024 - Kurier Iławski. Wszystkie prawa zastrzeżone.