Logo Kurier Iławski

Pierwsza strona
INFORMACJE
Opinie
Kurier Zdrowia i Urody
Papierosy
CENNIK MODUŁOWY
Ogłoszenia drobne
Ogłoszenia modułowe
Stopka
Wyszukiwarka
FORUM

Opinie
Dumne cztery pokoje burmistrza (oklaski)
Dekalog dla wyspy Wielka Żuława
Sezon na grzyby
Po co segregować odpady? Egzamin z dyscypliny
Czy teraz lubi się wracać do szkoły?
LGBT w radzie miejskiej Iławy?
Pozostały tylko obietnice
Epidemia paradoksu
Połowa wakacji minęła, nastroje raczej słabe
Burmistrz zamyka amfiteatr i ma spokój!
Nic się nie stało. Jedziemy!
Ciemność widzę!
Turystów może to nie irytować?
Śmieci nasze powszednie
Dziennik końca świata (7). Powrót do normalności
Ulica księcia Surwabuno
Ewa Wiśniewska, czyli „Powrót Smoka”
Na młode wilki obława…
Serdeczny szwindelek
Szkoda nas na szaszłyki, dlatego chłodźmy głowy!
Więcej...

Opinie

2011-11-02

Klepacka: Uprzejmie donoszę


W starożytnej Grecji i Rzymie funkcjonował urząd społecznego donosiciela. Delatorzy i sykofanci odpowiedzialni byli za dyskretne informowanie, co w trawie piszczy. W nagrodę zaś dostać mogli na przykład część majątku osoby, którą udało im się obsmarować. Myślałby kto, że czasy donosów są daleko za nami. Zamarzły w epoce, której moja pięta nie tknęła, ale o której słyszałam z opowieści rodziców i z ponurawych kawałów o pustych półkach. O dziwo, donosy są jak suche liście na drzewach wczesną zimą – stanowią coś, czego dawno już nie powinno być, ale uparcie nie dają się wiatrowi nowych czasów.

Współcześnie donosy stały się nie tylko niechciane, a wręcz niemodne. W korporacjach ten, kto szepcze temu i owemu niewygodne rewelacje z pracowniczego życia, poddany zostaje koleżeńskiemu ostracyzmowi. W szkołach dziecko o za długim języku dostaje etykietę skarżypyty, która niekiedy przywiera na całe życie (do dziś pamiętam, kto nim był w moich czasach podstawówki!). Co ciekawe, nie tylko panie przedszkolanki nie chcą już słyszeć tekstów w stylu „a bo ona zrobiła to i tamto” – w niektórych środowiskach sami pracodawcy o donosach nie chcą słuchać w imię idei lojalności (skoro jesteś nie w porządku dla ludzi, z którymi pracujesz, jak miałbyś być w porządku wobec firmy?). Sytuacja się zmieniła. Kreujemy indywidualność i kulturę „sprawy prywatnej”, kreśląc grubą kreskę pomiędzy tymi czasami a komunizmem. Gdzie się modlisz, nikogo już nie interesuje, tym bardziej do kogo się modlisz. Nie jest ważne, co myślisz o polityce i politykach, coraz częściej też do jakiej płci wzdychasz – czy przeciwnej, czy może tej samej. Erę „to nie twój interes” dopełniają słuchawki na uszach, książki w autobusach i okienne rolety. Nawet nikt nie umieszcza już nazwiska przy domofonie, bo po co ktoś ma wiedzieć, że tu mieszka Kowalski?

Mniemając, że donos to kwestia czysto passe, obrzydzić się można na samo jego brzmienie. Zabulgotała mi ostatnio zjedzona szarlotka wegańska na widok artykułu o dzieciach policjantów i ich „szalonych” zabawach. Istnienie youtube samo się prosi o umieszczanie miliarda bzdur, skoro to nie kosztuje i nie wymaga szczególnych umiejętności. Dzięki temu za to powstała masa krótkich filmów, które mają właściwości silnie rozweselające, na przykład kieszonkowe potwory księdza Natanka czy też niefortunne miotanie jak szatan. Film chłopaków też zapewne miał mieć taki a nie inny wydźwięk – głupawka, kamera i nietypowe poczucie humoru dały coś, czemu nie poświęciłabym więcej niż 20 sekund oglądania. Ot, jedno z miliarda nagrań w takim samym klimacie. W przypadku osób publicznych, w których wizerunek wierzymy, mogłabym zrozumieć podanie pikantnych informacji o istnieniu takowego nagrania dalej. W tym przypadku, gdy sprawa dotyczy młodych chłopaków i robi się wokół tego aferę, bo ich rodzice są policjantami… Banał. Ktoś jednak postanowił uprzejmie zelektryzować newsem o istnieniu filmików opinię publiczną, czując się jak Justyna Pochanke albo inna Marzanna Zielińska z Faktów Łódź i donosząc o tym gazecie. I kiedy wierzymy, że czasy zaglądania sąsiadowi w okno już minęły, wychodzi z ludzi cały jad i zaściankowość, bo co się inni będą cieszyć, kiedy mogą się pozłościć?

O podobnym mąceniu wody usłyszałam wiosną, wymieniając lokalne ploteczki po przyjeździe do domu na wielkanocną przerwę. Wtedy mowa była o jakiejś znajomej dziewczynie, której filmik porno krążył podobnież po internecie. Znałeś ją czy nie znałeś, widziałeś filmik czy nie, jej ojciec był sławnym biznesmenem, więc po prostu musiałeś wieść przekazać dalej – taki był donosicielski mus. Ile w plotce było prawdy, wiedzą pewnie nieliczni, ale za to przez chwilę zawiało w Iławie klimatem rodem z Hollywood.

Osobiście na donosy we własną stronę reaguję jak wkurzony bulterier. Całkiem nie tak dawno na zajęciach ze współczesnej literatury brytyjskiej doszło do skandalicznego ujawnienia, że praca domowa zawierała jedną lekturę więcej, chociaż nie przeczytało jej 39 osób na 40. Wybuchło oburzenie: jak można? Dostało się wszystkim dodatkowej pracy domowej i nie oszczędzono nam tyrady o nierozsądnym podejściu do zajęć, chociaż ta jedna jedyna osoba książkę przeczytała z własnej woli, a profesor po prostu nie oświeciła nikogo wcześniej o swoim dodatkowym wymaganiu. Donosicielka do dziś przerwy w zajęciach spędza w bufecie sama, patrząc się smętnie w plastikową ceratę w romby i udając, że zaczytuje się w notatkach. Zastanawiam się czasem, czy żałuje tego, z czym przy wszystkich wypaliła w stronę profesor. W końcu temu delatorowi żadna nagroda za to nie przyszła.

Z innej perspektywy widzenia można by rzec, że donos może mieć zbawienny wpływ. Do niedawna wściekałam się na niesprawiedliwość społeczną, czytając o takich ludziach jak Marek Gierlach, słynny archeolog i historyk sztuki, którego swego czasu posądzono o korupcję. Wybuchł skandal po obu stronach – jedni uwierzyli w jego niewinność, przekonani, że to akcja skierowana przeciwko niemu z zazdrości i chęci zniszczenia zasług. Inni pełni byli pragnienia, by ujawnić prawdziwą stronę postaci znanej i cenionej. Należałam do tych pierwszych do momentu, kiedy Gierlacha sąd uznał winnym. Tak po prostu. A więc znaleziono dowody, plotki okazały się prawdziwe. Efekt końcowy – o jednego skorumpowanego człowieka mniej w organach publicznych.

Wciąż z tej samej perspektywy, Paris Hilton stała się sławna właśnie dzięki prywatnemu porno filmowi, który wyciekł z donosicielskich rąk wprost do sieci. Linda Tripp wcale nie musiała paplać o tym, co Bill robił z Monicą Lewinsky, ale tylko dlatego, o dziwo, popularność Clintona w społeczeństwie wzrosła! Można by rzec, że nie taki diabeł straszny… Czy jednak młoda dziewczyna, o której mała miejscowość plotkuje, że posiada seks-wideo albo synowie policjantów, na których się donosi, mają powody, by czuć się dobrze w lokalnym społeczeństwie? Czy coś dobrego komukolwiek to przyniesie? Z pewnością nie. Czy takie zachowanie nie jest więc po prostu zaściankowe i płytkie, nie wyraża pogoni za tanią sensacją i społecznej zawiści?

Odpowiedzi jednostronnej nie podaję, chociaż nie ukrywam swoich osobistych sympatii do idei, że co moje to moje, co twoje to twoje i nic nam do siebie. Dla odmiany proponuję donos na swoją osobę. Według aforyzmu Aleksandra Kumora, jest on jak swoisty rachunek sumienia. Może to nie taki zły pomysł?

MARLENA KLEPACKA

  2011-11-02  

Z komentarzami zapraszamy na forum
Wróć   Góra strony
106985286



REDAKCJA:
redakcja@kurier-ilawski.pl


Zaproszenia: co, gdzie, kiedy?
informator@kurier-ilawski.pl


Biuro Ogłoszeń Drobnych:
ogloszenia@kurier-ilawski.pl


Biuro Reklamy:
reklama@kurier-ilawski.pl


Kronika Towarzyska:
kronika@kurier-ilawski.pl






Pierwsza strona | INFORMACJE | Opinie | Kurier Zdrowia i Urody | Papierosy | CENNIK MODUŁOWY | Ogłoszenia drobne | Ogłoszenia modułowe
Stopka | Wyszukiwarka | FORUM | 
E-mail: redakcja@kurier-ilawski.pl, reklama@kurier-ilawski.pl, ogloszenia@kurier-ilawski.pl
Copyright © 2001-2024 - Kurier Iławski. Wszystkie prawa zastrzeżone.