Logo Kurier Iławski

Pierwsza strona
INFORMACJE
Opinie
Kurier Zdrowia i Urody
Papierosy
CENNIK MODUŁOWY
Ogłoszenia drobne
Ogłoszenia modułowe
Stopka
Wyszukiwarka
FORUM

Opinie
Dumne cztery pokoje burmistrza (oklaski)
Dekalog dla wyspy Wielka Żuława
Sezon na grzyby
Po co segregować odpady? Egzamin z dyscypliny
Czy teraz lubi się wracać do szkoły?
LGBT w radzie miejskiej Iławy?
Pozostały tylko obietnice
Epidemia paradoksu
Połowa wakacji minęła, nastroje raczej słabe
Burmistrz zamyka amfiteatr i ma spokój!
Nic się nie stało. Jedziemy!
Ciemność widzę!
Turystów może to nie irytować?
Śmieci nasze powszednie
Dziennik końca świata (7). Powrót do normalności
Ulica księcia Surwabuno
Ewa Wiśniewska, czyli „Powrót Smoka”
Na młode wilki obława…
Serdeczny szwindelek
Szkoda nas na szaszłyki, dlatego chłodźmy głowy!
Więcej...

Opinie

2014-02-12

Kurpiecki: Jak wyrolować Brukselę


Każdy z nas odczuł na sobie skutki powtórki komunistycznego eksperymentu z centralnym zarządzaniem rynkiem np. mleka i cukru. Można sobie swoje straty policzyć, biorąc pod uwagę, że w 2003 r. litr mleka kosztował 1,30 złotych, a kilogram cukru 1,70 złotych. Ile kosztuje teraz, wiedzą państwo doskonale. A Berlin, zwany w mediach Brukselą, nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w zapewnianiu nam dobrobytu. Niedawno ogłosił, że będzie wykańczał mniejsze wędzarnie (oficjalnie ogłoszono, że zmianie ulegną przepisy dotyczące zawartości substancji smolistych w wędlinach). Producenci wędlin przeprofilować się muszą na produkcję cygar, bo stolica na B. tego akurat nie zabrania.


Co ja tak o tej Unii? Ano stwierdziłem, że trzeba popisać, póki jeszcze można. Końcówka 2013 roku to bezczelny zalew propagandy unijnej w mediach społecznościowych. Chyba już im nie wystarcza spamowanie przestrzeni publicznej tablicami z informacją – tu kasy dodała Unia! Kto wie, może niedługo wyjdzie jakieś prawo zabraniające krytyki UE, więc trzeba korzystać z dotychczasowych wolności. Już szykuje się jakiś urząd ds. kontroli tolerancji mający walczyć z tymi, którzy jawnie demonstrują brak zrozumienia feminizmu czy homoseksualizmu. A urząd jak to urząd ma tendencję do poszerzania swoich kompetencji.

Ale z drugiej strony czy krytykuję Unię? Tylko postuluję powrót do czterech swobód, stojących u podstawy UE i pozbycie się wszystkiego innego. Rany! Czuję się jak jakiś naiwny członek PZPR w latach odwilży, który krzyczy: socjalizm tak, wypaczenia nie! Ale faktem jest, że Unia to był świetny pomysł. Niestety w praktyce wyszło tak, jak z budowaniem ojczyzny światowego proletariatu, czyli kiepsko. No i ten projekt też trzeba jak najszybciej pogrzebać i uczcić minutą ciszy. Gwieździsty sztandar wyprowadzić. Już słyszę te głosy, że od takiej Unii nie ma odwrotu i na nic krzyki malkontentów. Pamiętając niezwyciężone ZSRR i to, jak kolos padł, pokrzyczę sobie jednak.

No bo kto to zrobi? Ludzie na państwowych posadach lub ci z firm dotowanych przez UE? Politycy, którzy za powyższe i poniższe herezje dostaliby taki łomot, że kolegom ciężko byłoby ich upchać nawet po powiatowych synekurach? Niby im wolno, ale praktycznie to po co mieliby ryzykować karierę i wychodzić na idiotów? Wyobraźcie sobie państwo, jaką psychiczną walkę wewnętrzną musieliby stoczyć, próbując dopuścić do siebie argumenty sprzeczne z linią partii. A ja mogę, bo raz: że nie jestem zależny finansowo od nikogo w Polsce czy w Unii, a dwa: że nigdy mi nie przeszkadzało posiadanie innego zdania niż oficjalna większość.

Dostrzegłem ostatnio na forum Kuriera wpis posła Żylińskiego, a w nim między innymi deklarację bardzo krytycznego stosunku do „ułomnego ustroju samorządowego obowiązującego w polskim powiecie. Znikome dochody własne, niewielkie kompetencje...” i zaraz za tym idącej konstatacji. „Obowiązującego systemu zmienić nie sposób, bo nie ma dzisiaj politycznej woli w parlamencie”.

I wszystko wydaje się zgadzać, ustrój jest do bani i nikt nie chce go zmieniać. Ale ktoś musi tworzyć przynajmniej cień presji na to, żeby ruszyć z reformami (takimi na serio). No to tym kimś będę między innymi ja. Dzień dobry, mam na imię Krzysztof i jestem nieanonimowym, konstruktywnym krytykiem systemu.

Przy czym wykazuję się tu pewnym sprytem, krytykując konstruktywnie, dopóki jeszcze można to robić, nie ryzykując wsadzeniem do więzienia. Co prawda jako zagorzały czytelnik literatury o obozach niemieckich i rosyjskich oraz były mieszkaniec bloku stojącego 30 metrów od więzienia (siedziało tam też za politykę 2 moich sąsiadów) wiem, że za kratami było wielu porządnych ludzi. Ale po co się narażać? Nie dają tam zbyt wielu przepustek do moich ulubionych, iławskich lasów;-)

No dobra, więc pogdybajmy: co trzeba w kraju zrobić, oprócz wywalczenia przez samorządy realnej władzy i zniesienia politycznej dominacji stolicy na B. No chyba, że ktoś uważa, że kraj niemogący podejmować decyzji w sprawie dozwolonych sposobów wędzenia mięsa na jego terytorium, jest suwerenny?

Pierwszą sprawą, oczywiście obecnie nierealną politycznie, jest wprowadzenie konkurencji w bankowości. Obecnie banków w Polsce jest czterdzieści parę (chyba że ktoś chce osobno liczyć banki spółdzielcze i SKOK-i to będzie i 2 tysiące). Większość z nich to kapitał zagraniczny. I powstaje pytanie, dlaczego na biznesie znanym od tysięcy lat, w założeniu prostym jak drut, może zarabiać w Polsce tylko garstka osób i to głównie z zagranicy? Dlaczego nie ma tym zajmować się także sąsiad z zapasami gotówki i żyłką do kalkulacji ryzyka?

Gdyby takie prawo, jakie obowiązuje w bankowości, stosowane było w handlu żywnością, nikt nie posiadający fortuny nie miałby prawa do handlu marchewką i bułkami. Zamiast tysięcy niezależnych sklepików, mielibyśmy 40 wielkich sieci, które by się podzieliły rynkiem. I w każdej z tych sieci taki sam niby-ser, bez smaku i zapachu, tyle że w innym, bajeranckim opakowaniu. Hmmm, coś to państwu przypomina? Tak, zmierzamy w stronę tego modelu, ale dzięki mechanizmom stopniowego wykańczania małych, niezależnych producentów, a nie centralnego licencjonowania jak w przypadku banków.

Czy nie dało się od ręki ograniczyć konkurencję w handlu żywnością, stosując np. argument, że jedzenie łatwo można zatruć czy zepsuć, więc muszą się tym zajmować jedynie podmioty ściśle kontrolowane przez państwo? Większość publiki by w to nie uwierzyła? Akurat, łykalibyśmy jak pelikany. Sęk w tym, że natychmiast powstałaby szara strefa, bo ludzie wiedzą jeszcze, jak robić jedzenie i mają doświadczenia z produkcją w czasach okupacji niemieckiej i sowieckiej. Dlatego trzeba robić to powoli. Zresztą nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Ostatnio kolega poczęstował mnie papierosem, twierdząc, że tytoń to odmiana Virginia. Nie uwierzyłem, myśląc, że to typowe, dostępne na rynku „siano”. Tytoń był przedni, a że na co dzień nie palę, więc zmysł zapachu mam w normie. Może jak zabronią wędzenia, ruszy tysiące mikro-wędzarni, zasypując nas nielegalnymi a naturalnymi i smacznymi produktami?

Ale wracając do meritum. No i żyją sobie te banki jak pączki w maśle, ryzyka nie chcą ponosić, bo oprocentowanie kredytów uzależniają od różnych BOR-ów. Kredyt w walucie obcej dadzą ci tylko wtedy, gdy możesz na tym wtopić (teraz oferty kredytu we frankach nie uświadczysz, a zapewniam, że wielu chętnie wzięłoby właśnie teraz, a nie 5 lat temu!). Dają kredyty hipoteczne, szeroko omijając przedsiębiorców z pomysłami, a oszczędności oprocentowują na poziomie inflacji. Mają tak wypasioną sytuację, że nie chce im się nawet handlować walutami (ich spready są mocno zawyżone do cen na rynku). Dodatkowo zwykle nie publikują jasnych ofert i przyznam się, że nawet mając na studiach bankowość i finanse, nie potrafię w 5 minut obliczyć prawdziwego kosztu pożyczanego w tych bankach pieniądza. Zamiast informacji, ile kosztuje pożyczenie danej sumy, przy danym terminie spłaty, co jest zwykle jedyną rzeczą, jakiej wymaga klient, otrzymujemy rozbudowaną tabelę opłat i nieznaną w przyszłości stopę typu LIBOR, która nawet nie jest losowa, ale może być manipulowana przez duże banki w Anglii.

To jest jednym słowem granda! I kto chce wiedzieć, ile płaci za to ze swojej kieszeni, to zapraszam do porównania kosztu pieniądza pożyczanego z jakiegokolwiek banku kantonalnego w Szwajcarii z tym, co się dzieje tutaj. Europejski Bank Centralny pożycza kasę bankom praktycznie bez oprocentowania, NBP na 4%, a w banku raptem robi się kilkanaście. Za co? Za brak konkurencji na rynku. I dlatego każdy powinien móc otworzyć sobie bank. Będzie taniej. No i z bankiem sąsiedzkim będę mógł negocjować, a nie przystać na standardową ofertę albo spadać. Może będzie trochę bardziej ryzykownie. Ale czy nie ryzykujemy, kupując np. używany samochód? No i nawet przy obowiązujących przepisach Amber Gold działał sobie bezprawnie w najlepsze, nawet zatrudnił syna premiera. I dotąd nie ma winnych, tylko jeden aresztowany podejrzany.

Sprawa druga do zrobienia „od razu”, ale też się nie da tak oficjalnie. Chodzi o patenty, prawa własności intelektualnej i takie-tam. Cały czas nie mogę wyjść z podziwu, jak maszynce propagandowej koncernów udało się doprowadzić do sytuacji, w której jakaś prywatna firma może wywierać taką presję na władze, że te chronią jej interesy, ścigając każdą konkurencję policyjnie i sądownie.

W skrócie wygląda to tak. Wielka firma produkuje jakiś produkt, nanosi na nim swój znaczek, ładuje wielką kasę w reklamy i promocje, tak aby w ludziach wytworzyć przekonanie, że to coś wartego kupienia. Dzięki psychologii ludzie zaczynają wierzyć w ten znaczek. I do tego momentu wszystko jest OK. Ale niestety konkurencji zabrania się prawnie korzystania z faktu, że ludzie w dany znaczek wierzą. Tworzy się monopol, wolny rynek przestaje działać, koncerny powoli zagospodarowują kolejne sektory naszego mózgu. I to nie jest uczciwe. I gdyby jeszcze to prawo dotyczyło (w praktyce nie w teorii) wszystkich. Ale tak nie jest! Znam firmę, która zaczęła produkować innowacyjny produkt, aczkolwiek prosty do podrobienia. Oczywiście przedtem go opatentowali. Od razu znalazło się kilku naśladowców, z którymi tłuką się po sądach. I zapewniam, że nic tu nie działa tak, jak w przypadku koncernów, że wkracza policja i konfiskuje trefny towar. Prawa małego producenta to inny świat.

Konsumentowi po zniesieniu prawa wyłączności do znaczka nic się nie stanie. Jak będzie chciał kupić produkt firmy, która wymyśliła znaczek, wejdzie na stronę pierwszego producenta.

No więc trzeba znieść te patenty i własności. Zasada jest prosta – gdy rozwijamy gospodarkę i musimy ciągnąć technologię z zewnątrz, nie wprowadzamy takich praw (jak np. Szwajcaria w XIX wieku czy Chiny w ostatnich kilkunastu latach). Gdy mamy relatywnie dużo przodujących technologii i finansów, wywieramy presję na inne kraje, aby stosowały takie prawa. No i dzięki temu np. firma robiąca kreskówki ciągnie dochody z wizerunku kaczora i myszy już ponad 80 lat. Czy to nie jest po ludzku absurdalne? A patenty są dobre dla Niemców – giganta w eksporcie samochodów, części, maszyn, farmaceutyków, ale nie dla nas.

Oczywiście rząd nie może oficjalnie ogłosić zmiany polityki. Zaraz świat odkryłby w Polsce brak demokracji, broń chemiczną, terrorystów czy co tam jeszcze. Ale można to robić na sposób francuski: pokazując oficjalnie, że się walczy, a po cichu pozwalając działać przemysłowi podróbek. W Paryżu da się kupić podrabiane tekstylia i buty wszystkich popularniejszych marek. I to jest tam nieoficjalnie tolerowane. Przy tego typie interesów można oczywiście i dostać po głowie od oszustów, ale to inna sprawa. Policję mamy całkiem sprawną, można by więc po cichu doprowadzić do sytuacji, że zadba ona o nasze lokalne interesy a nie o koncernowe.

To, co piszę, brzmi dziwnie i nieznajomo? A i owszem, bo to o poważnej polityce a nie tej telewizyjnej. Choć ostatnio nawet w telewizji okazało się, że w Unii narody mają interesy. Cameron stwierdził, że Polacy i Brytyjczycy to całkiem inni Europejczycy. Co prawda zrobił to na potrzeby lokalnej kampanii wyborczej, ale warto pamiętać o tym, gdy jakiś mądrala będzie nam wmawiał, że jesteśmy wszyscy Europejczykami i jakieś polskie patriotyzmy to zaścianek i średniowiecze.

Po co dokonywać realnych reform? Po co pozwalać ludziom nie tylko głosować własnymi pieniędzmi, ale także na serio brać udział w demokracji przez jednomandatowe okręgi i referenda? Doświadczenia szwajcarskie dowodzą, że tam, gdzie ludzie mają wpływ i głosują nad własnymi sprawami, np. samorządy mają niższy deficyt. U nas każdego dnia dług publiczny powiększa się o kwotę 3 razy wyższą od tego, co zbierze Owsiak.

Dzięki brakowi jakiejkolwiek polityki, oprócz czapkowania bogatszym krajom, ludzie tu nie mają szans na rozwój i uciekają, gdzie mogą. Inne kraje finansują projekty detektorów neutrin, reaktorów fuzji jądrowej, rozwijają się, a tu nawet trudno o poważną dyskusję w kwestiach zasadniczych. Władza boi się nawet referendów dotyczących błahych tematów. Co by było, gdyby ktoś chciał zapytać ludzi o powszechny dostęp do broni automatycznej?

Liderzy stawiają na naukę, a u nas finansuje się bezproduktywnych urzędników naukowych i kanciarzy, którzy wiedzą, co obecnie wpisać do formularzy o dotację, żeby dofinansować sobie spokojne życie. Albo w najlepszym przypadku zakup maszyn na Zachodzie, co wpisywane jest do projektu jako działanie innowacyjne.

Miałem ostatnio pośrednio nieprzyjemność zetknięcia się z pracownikami uczelni naukowej, którzy dostali kasę z UE na stworzenie jakiegoś niepotrzebnego klonu części Wikipedii. Dezorganizacja, amatorszczyzna, niekompetencja i widoczny brak etosu pracy był porażający. Firma prywatna zrobiłaby to 5 razy taniej i 10 razy szybciej. Ale co tam, przecież środki UE trzeba jakoś wykorzystać.

Co ja właściwie tak o tej ekonomii? Przecież pieniądze nie są najważniejsze. I właśnie o to chodzi. Żeby doprowadzić do sytuacji, w której pracowici ludzie bez trudu potrafią zarobić na przyzwoity poziom utrzymania, czyli przeznaczając na to, powiedzmy 20% dochodów. Resztę czasu i pieniędzy wydając na hobby, tworzenie sztuki, badania naukowe, budowanie kościołów, podróże, pomoc innym, itp.

Obecnie tak nie jest i nie ma żadnych sygnałów, żeby sytuacja zmierzała w tę stronę. Wręcz przeciwnie. Dzięki presji różnych grup nacisku tworzone jest coraz więcej praw uzasadnianych wzniosłymi, socjalistycznymi celami, żeby jeszcze bardziej doić i strzyc bezbronne masy, które nie potrafią się organizować do obrony wspólnych interesów. Czyli do, krótko mówiąc, stworzenia silnego państwa, które zapewni bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne, nie wtrącając się ludziom w sposoby handlu marchewką, leczenie czy budowę pojazdów mechanicznych.

Oczywiście bez liderów masy nie dowiedzą się nawet, jak są robione w bambuko, a co tu dopiero mówić o oporze? Ale to już inna strona medalu, a przychodzące do głowy myśli o leninowskim sposobie rewolucji nie są dobrym rozwiązaniem. Chętnych liderów też nie będzie za wielu, bo co prawda już nie przybijają do krzyża, ale kłopotów każdemu można narobić. Jednym słowem pat. Na szczęście jeszcze można pisać, czytać i rozmawiać, nie tylko na tematy serwowane przez masowe media. Życie poza światem oficjalnym jest ciekawsze.

KRZYSZTOF KURPIECKI


  2014-02-12  

Z komentarzami zapraszamy na forum
Wróć   Góra strony
106997074



REDAKCJA:
redakcja@kurier-ilawski.pl


Zaproszenia: co, gdzie, kiedy?
informator@kurier-ilawski.pl


Biuro Ogłoszeń Drobnych:
ogloszenia@kurier-ilawski.pl


Biuro Reklamy:
reklama@kurier-ilawski.pl


Kronika Towarzyska:
kronika@kurier-ilawski.pl






Pierwsza strona | INFORMACJE | Opinie | Kurier Zdrowia i Urody | Papierosy | CENNIK MODUŁOWY | Ogłoszenia drobne | Ogłoszenia modułowe
Stopka | Wyszukiwarka | FORUM | 
E-mail: redakcja@kurier-ilawski.pl, reklama@kurier-ilawski.pl, ogloszenia@kurier-ilawski.pl
Copyright © 2001-2024 - Kurier Iławski. Wszystkie prawa zastrzeżone.